piątek, 27 listopada 2020

5. Nicholas Malfoy

edytuj post! +

 Nicholas Malfoy – spryt – tajemnica

1363 r.

Nicholas twierdził, że do więzienia szli podli, źli ludzie; splamieni haniebnym brudem, zbyt ciężcy do ujarzmienia, by kiedykolwiek więcej mogli ujrzeć światło dzienne. Wolność była jedynie dla tych, którzy na to zasłużyli. Nicholas od zawsze ciężko pracował, by na ową wolność zasłużyć. Pomagał potrzebującym, składał datki na szpitale, pozbywał się zakały czarodziejskiego świata, a przy tym wszystkim okazywał bezsłowne zrozumienie – wszystko, byleby inni czuli się w jego towarzystwie swobodnie i ufnie.

Stojąc przed tym samym aurorem, który próbował go schwytać zaledwie kilka dni wcześniej, miał wrażenie, że właśnie czynił coś dobrego. Przysłużył się społeczeństwu, jak to mawiał ojciec.

— Przestań mówić — jęknął auror i skulił się, drżącymi palcami zakrywając pobrudzoną twarz i rozbiegane oczy.

Nicholas na ogół nie mówił zbyt wiele; może właśnie dzięki temu ludzie go tak uwielbiali. Teraz będą kochać go jeszcze bardziej.

— Nie mów, nie mów. — Auror przejechał dłońmi, naciągając skórę, aż widać było czyste szaleństwo i chorobę w oczach.

Nicholas musiał przyznać, że nie podobał mu się widok, jaki mu się jawił. Ciało aurora było wykrzywione pod nienaturalnym kątem, niemal jak podczas katowania więźniów przed ich śmiercią, a włosy, które pod wielosokowym wyglądały identycznie jak te Malfoya, zostały splamione błotem i krwią. Nicholas nie cierpiał brudu, dlatego starał się go zwalczyć. Auror, który wyglądał jak Malfoy, stanowił marną żałość tego, kim był Nicholas.

— Potwór — wydyszał auror i opadł na plecy, drżąc jak od setek mrówek przechodzących przez głowę, kark, tułów aż po nogi, wyżerających kawałek po kawałku ciała. — Jesteś chory! Chory!

Nicholas potwierdził; był chory.

— Na umyśle!

Ach, to nie, na umyśle był całkiem zdrów. Jedynie jego ciało nie funkcjonowało w prawidłowy sposób.

— Jak stąd wyjdę, ludzie zrozumieją, czym jesteś!

Nicholas wątpił, czy auror stąd kiedykolwiek wyjdzie. Jakkolwiek przyjrzał się innym sprawom, które dotyczyły morderstw i, niestety, zauważył pewną prawidłowość – wszyscy więźniowie, na których ciążyła wina zabójstw, umierali. 

— Przekonam ich... pokażę dowody!

Dowodów nie było, a im dłużej auror zachowywał się jak szaleniec, tym bardziej wzrastały szanse, że już niedługo kat zawita do jego celi z nieprzyjemnym uśmiechem na ustach. Nicholas jednak nie chciał zaperzać.

— Ty draniu... Pewnego dnia wszyscy dowiedzą się, co zrobiłeś.

A to akurat dość skomplikowana sprawa. Kiedy Nicholas patrzył na aurora, widział siebie, z kolei kiedy auror patrzył na Nicholasa, widział samego siebie. Uroki eliksiru wielosokowego. Może i cały czarodziejski świat dowiedział się o zbrodniach Nicholasa i już gotował miecz na jego głowę, ale z pewnością nie zdawał sobie sprawy, że Malfoy nie zamierzał zejść ze sceny. Jeszcze nie teraz, kiedy zostało tak dużo do pracy.

— Po co? — wychrypiał auror, a jego głowa, zakrwawiona i zabłocona, zwisała nędznie, jak gdyby już gotowa do ścięcia. — Dlaczego to robisz?

Aby oczyścić świat z brudu. Nicholas powtarzał to tysiąc razy. Czarodzieje nawet nie zdawali sobie sprawy, jak wielkie zagrożenie stanowiło sprzyjanie mugolom i mugolakom. Dlatego też starał się im pomagać – oczyszczał ich.

— Śmierć w niczym nie pomaga.

Zwyczajna śmierć nie, ale śmierć przez ogień... 

— Jesteś chory... Chory! 

A auror szalony, ale nikt na to nie narzekał.

— Spłoniesz za to... Czeka cię gorszy los ode mnie.

Nicholasa czekała nagroda za wszystkie dobre uczynki. W przyszłości czarodzieje mu za to podziękują.

~*~

Nicholas nie musiał długo czekać na egzekucję, albowiem już po kilku dniach sąd zdecydował, co miało czekać Malfoya, a dokładniej mówiąc aurora, za wszystkiego morderstwa, jakich dokonał. 

Ścięcie. Nicholas zbyt wiele nie pomylił się w swoich osądach.

Zebrali się na okrągłym placu w małym miasteczku na obrzeżach kraju. Nicholas nie mógł sobie wyobrazić lepszej scenerii swojej – aurora – śmierci. Ładne widoki, słońce i przyjemny wiaterek wiejący z zachodu. Czego chcieć więcej?

Wciągnęli aurora na podium. Niedaleko stał kat ubrany w jaskrawe kolory z ciemnym kapturem na głowie i mieczem w dłoni. Wyglądał jak posąg ze stali. Nicholas prawdziwie szanował zawód katów – wykonywali swoja robotę bez żadnego zająknięcia, oczyszczając świat z całego brudu i hańby.

Nicholas nastawiał się, że egzekucja będzie trwała długo. Czytał, iż więźniowie przed śmiercią mieli ostatnie życzenia, które bądź co bądź niektórzy szaleńcy starali się spełnić. Dajmy na to Eryk IV – nim zawisnął, poprosił, by przyjaciel poślubił jego żonę. Nicholas jednak nie wiedział, czy ów przyjaciel poślubił ją, by uhonorować pamięć Eryka, czy po prostu nadarzyła się na to odpowiednia okazja, którą postanowił wykorzystać. 

Gdy wciągnęli aurora na podium, Nicholas myślał, że mężczyzna zachowa milczenie, jak na szlachetnego Gryfona przystało. Mylił się. Auror uniósł głowę i wyszukał wzrokiem Nicholasa. Malfoy nie mógł powstrzymać się od zadrżenia.

— Spłoń w piekle — powiedział to tak głośno, by cały tłum usłyszał.

Ludzie odwrócili się i spojrzeli na Nicholasa. Malfoy zachował kamienną twarz, choć w środku wszystko się w nim gotowało.

Nim auror mógł powiedzieć coś więcej, katowski miecz opadł na jego szyję, a chwilę później głowa spadła na podest. Rozległ się pusty dźwięk, a tłum zamilknął.

Nicholas nie spodziewał się, że egzekucja pójdzie tak szybko. Najwidoczniej zarówno kat jak i wyżej postawieni czarodzieje bardzo chcieli mieć okres mordu za sobą.

Tłum poruszył się wyrwany z amoku, a wokół rozbrzmiały szmery. Nicholas zmrużył oczy, patrząc, jak kat z ulgą pociera kark. 

— Nigdy nie spodziewałam się, że Nicholas mógłby zrobić coś takiego — odezwała się stojąca obok kobieta, na co Nicholas odwrócił się w jej stronę z zaciekawieniem. — Był takim uroczym chłopcem... Cichym, nigdy nic nie mówił. Czasami miałam wrażenie, że niknął wśród tłumu innych dzieciaków. Powie mi pan, jak można się tak o kimś pomylić?

Nicholas wzruszył jedynie ramionami i wrócił do obserwowania aurora. Jego ciało zostało zdjęte kilkoma niezgrabnymi ruchami, aż Nicholasowi przykro się robiło. Poniewierali nim jak kukiełką. A tyle mu zawdzięczali – ochronę przed zakałą czarodziejskiego świata, pomoc w ciężkich sytuacjach. Nicholasowi stanęła gula w gardle.

— Chwila, to pan jest tym człowiekiem, który go ujął?

Nicholas skinął sztywno głową. Nie zwracał jednak większej uwagi na kobietę, będąc skupionym na wynoszeniu ciała. 

— To musiało być dla pana ciężkie... Podziwiam cały wkład, jaki pan włożył w ujęcie mordercy. Mogę wiedzieć, jak pan do tego doszedł?

Nicholas sam był ciekaw, ale auror niestety już nie mógł odpowiedzieć na jego pytania. Najwidoczniej pozostało mu żyć w niewiedzy do końca życia.

— Hm, nie sądziłam, że jest pan taki cichy... Wszystko w porządku?

Nicholas odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę najbliższej gospody. 

— Panie Potter...! Przepraszam, jeśli pana uraziłam!

Nicholas skrzywił się na dźwięk tego nazwiska.

Auror Potter odszedł ku lepszemu światu – oczyszczony i bez grzechu.

~*~

1363 r.

Nicholas lubił spotkania w gospodach. Mógł zagłuszyć myśli i poobserwować ogień w kominku, a gdy ktoś wymagał z nim kontaktu, zwyczajnie uśmiechał się czarująco i pozwalał drugiej osobie na prowadzenie w rozmowie. Bądź co bądź, Nicholas był świetnym towarzyszem do pogawędki (albo raczej do monologu), gdyż potrafił słuchać jak nikt inny.

— ... i spalił Abbottów żywcem. Uwierzą państwo w to? Ja w pierwszej chwili myślałem, że się przesłyszałem, ale to prawda. Na wszystkich założycieli i Merlina... Nigdy w życiu nie spotkałem podlejszego człowieka.

— A był taki uroczy za dzieciaka — dodała od siebie starsza kobieta, którą Nicholas kojarzył z licznych spotkań jego ojca. — Pamiętam jeszcze, jak się uśmiechał, gdy podpalałam świece. Oczy zaczynały mu błyszczeć, a w policzkach pojawiały się dołeczki... A w dodatku zawsze był taki ułożony, taki cichy...! Nie wierzę, że wyrósł z niego taki potwór. — Pokręciła głową, jakby chciała odsunąć od siebie okropne myśli, ale z jej twarzy nie znikał zachmurzony wyraz.

Nicholas upił łyk piwa kremowego i cicho odstawił kufel na blat. Pamiętał te świece – ładnie wyglądały, a jeszcze ładniej wosk z nich spływał. Pewnego razu się nawet poparzył. Do dzisiaj miał ślady, które teraz, niestety, były ukryte pod wielosokowym.

— Niezdrowe zamiłowanie do ognia, to jest to. — Przytaknął sobie starszy jegomość o długiej, białej brodzie, która wpadała mu do whisky. — I to już od młodości. Od zawsze wiedziałem, że wyrośnie z niego coś takiego. To było po nim widać, mówię państwu.

— Chował diabła za twarzą anioła — wtrącił kolejny mężczyzna, wyglądający według Nicholasa jak jeden z najnudniejszych ludzi na świecie, co w pewien sposób wyróżniało go na tle towarzystwa. — Takich od razu trzeba brać pod różdżkę i zabijać, nim puszczą swoją krew w świat.

— Panie Longbottom, co pan wygaduje? — oburzyła się starsza kobieta, której nazwisko Nicholas właśnie sobie przypomniał: Macmillan.

Nigdy jej nie lubił. Z twarzy wyglądała jak pomieszanie kota z żabą. Gdy Nicholas był młodszy, wyobrażał sobie, że podpala ją tymi świecami, które z taką radością dla niego rozpalała.

— A nie? Trzeba tępić, żeby się nie rozrośli, bo później będzie za późno.

— Panie Potter, a może opowie pan, jak pańskiemu bratu udało się schwytać tego parszywca?

Nicholas zmarszczył brwi i nieświadomie nachylił się w stronę towarzystwa. Najmłodszy mężczyzna odchrząknął i oparł się na krześle. Nicholas nawet z daleka mógł zauważyć, że Potter zmieszał się, jakby przyszło mu zmierzyć się z najwstydliwszym sekretem całego życia.

— Właściwie to... nie mam pojęcia. Ethan milczy jak grób. Od kiedy schwytał Malfoya, nie wyrzekł ani jednego słowa.

Towarzystwo zamilkło, a Nicholas przełknął łyk piwa.

— Naprawdę nic? Czy wszystko z nim w porządku?

— Och, tak, po prostu... nie mówi. A ja nie mogę dojść przyczyny.

Nicholasowi zdawało się, że cisza nie może bardziej dzwonić w uszach niż teraz.

— Ale pojawił się na egzekucji?

Potter skinął głową.

— Ja również.

— I wtedy też nic nie mówił?

— Nie, proszę pana.

Nicholas rzucił na blat trzy sykle i wstał, poruszając się równie cicho co pyłki na podłodze. Wyszedł przed gospodę i wyciągnął z kieszeni różdżkę, której końcówka rozżarzyła się na pomarańczowo.

— A to ciekawe — stwierdził Longbottom i odchylił się, marszcząc w zamyśleniu brwi.

— Nieprawdaż? Przyznam szczerze, że dreszcze przebiegły mi po plecach, kiedy Malfoy popatrzył na pańskiego brata. Wyglądał jak szaleniec. A kiedy mówił... słyszeliście państwo kiedyś tak ochrypły głos? Jakby nie używał go od wieków.

— To niemożliwe — stwierdził najstarszy mężczyzna, a oczy wszystkich zebranych skupiły się na nim.

— Co ma pan na myśli? — spytała pani Mcmillan.

Powietrze zgęstniało jakby od ciężaru niedopowiedzianych słów.

— To niemożliwe, żeby Malfoy cokolwiek powiedział. Był niemową od urodzenia.

Z różdżki Nicholasa niczym czerwona wstęga wystrzelił ogień, który w niedługim czasie owinął całą gospodę.

2 komentarze:

  1. O rany, to się nazywa zwrot akcji! Jest to o tyle ciekawe, że sprawia, że obie postaci są w pewien sposób niezwykłe - Nicholas jako niemowa i Potter jako naturalny legilimenta. Tego się nie spodziewałam, choć powinno mi przyjść do głowy, kiedy Nicholas wyraził zdziwienie, że ktoś go słyszał.

    Twoi Malfoyowie jawią się jako bardzo interesujące osobistości. Momentami też ciut przerażające, ale zaliczę to na plus :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Awww, bardzo dziękuję! Naprawdę miło mi to czytać! Właściwie bardzo lubiłam pisać Nicholasa, był dość... inną postacią od tych, które już kiedyś pisałam. Z pewnością wyróżnia się na tle innych.

      Usuń