piątek, 13 listopada 2020

4. Nicholas Malfoy

edytuj post! +

 3. Nicholas Malfoy – spryt


1363 r.

Nicholas uwielbiał ogień. Ten fakt był powszechnie znany wśród magicznego społeczeństwa. Każdy, kto kiedykolwiek spotkał Malfoya, mówił, że miał niezdrowe zamiłowanie do pożarów, wybuchów i krwi. Niedziwnym więc było, że Nicholas koniec końców stał się świadkiem okropnego morderstwa, które wstrząsnęło całą Anglią.

— Panie Malfoy, musi nam pan powiedzieć coś więcej... Staramy się znaleźć sprawcę niecnego wyczynu, a pańska pomoc z pewnością okazałaby się niezwykle ważna.

Nicholas jednak nie lubił „dzielić się swoim życiem”, jak to ujmował. On przeżył pożar – on trzymał to przeżycie w sobie. Nikt nie miał prawa wydzierać z jego głowy wspomnień; to się nie godziło, by Malfoy się czymś dzielił.

— Panie Malfoy... może pan pomóc wielu rodzinom, dzieląc się informacjami. Dla ich własnego dobra...

Nicholas nie chciał nikomu pomagać. To się nie godziło. To się nie godziło, to się nie godziło, tosię nie godziło, tosięniegodziło...

— Panie Malfoy! — huknął starszy auror, aż Nicholas wzdrygnął się na swoim miejscu.

Uniósł jasne oczy na mężczyznę i wytrzymał przerażające spojrzenie, które przewiercało go na wylot. Auror wyraźnie górował nad nim, był rozmiarów wierzby. Nicholas nie dziwił się, dlaczego ludzie traktowali go z takim szacunkiem. Niezależnie czy się uśmiechał, czy krzyczał, wywierał porażające wrażenie.

Chwila... uśmiechał?

Czy Nicholas mówił to wszystko na głos?

— Tak, panie Malfoy. — Auror zdawał się złagodnieć. Nawet żyłka na jego czole zniknęła. — Mówił pan na głos. Każde zdanie. Od zawsze pan tak ma? Mówienie o sobie w trzeciej osobie, w dodatku nawet nie zdając sobie z tego sprawy, jest dość... ekscentryczne. 

Nicholas nie lubił dzielić się swoim życiem.

Auror odchylił się na krześle, a wąskie usta rozciągnęły się niemal po całej twarzy. Nicholas stwierdził, że wyglądało to co najmniej strasznie.

— Tak, wiele osób mi o tym mówi... — Postukał się palcami po dużym, przelewającym się brzuchu. — Wróćmy jednak do tematu. Dlaczego przyszedł pan do Abbottów akurat tej nocy?

Malfoyowie robili interesy z Abbottami. Chodziło głównie o handel drewnem na różdżki. Czasami wizytacje kończyły się na rozmowach o alkoholu, więc z tego do tego zostawali na kilka głębszych przy wtórze trajkotania o pieniądzach i magii. Nic dziwnego, ale przy tak ważnej sprawie jak morderstwo, mogło się to okazać znaczącym dowodem – przeciwko czemu albo komu, Nicholas jeszcze nie wiedział. Przeczuwał jednak, że kroiło się coś wielkiego.

— Możliwe, możliwe... Handel drewnem na różdżki? Proszę rozwinąć.

Malfoyowie mieszkali niedaleko magicznego lasu. No cóż, przynajmniej Nicholas lubił wmawiać sobie, że był magiczny, skoro drzewa z niego szły na produkcję różdżek do Ollivandera. W każdym razie Malfoyowie odsprzedawali drewno, które następnie Abbottowie przygotowywali do użycia w swoim domu. Nicholas, kierowany ciekawością, chciał obejrzeć warsztat Abbottów, więc wybrał się doń na odwiedziny. Szkoda, że skończyły się one tak okropnie.

— Tragedia za tragedią... Zapewne słyszał pan o tym, co spotkało Shafiqów zaledwie tydzień temu. Dokładnie ta sama sytuacja. Pożar. 

Tragedia, tragedia...  Nicholas słyszał i był pogrążony w żalu. Znał Shafiqów, spędzał z nimi w młodości wiele czasu. Zaiste tragedia...

— Hm... zauważył pan coś nietypowego w domu Abbottów? Coś, co mogłoby świadczyć o przyczynach pożaru?

Nicholas niczego nie widział.

— Czy zachowanie Abbottów odbiegało jakoś od normy?

Nicholas niczego nie dostrzegł.

— Dobrze... W takim razie proszę opowiedzieć o przebiegu waszego spotkania.

Nicholas nie lubił dzielić się swoim życiem.

— Panie Malfoy... — Auror nachylił się doń, aż Nicholas wzdrygnął się i odchylił najdalej jak umiał. — Cała Anglia jest przerażona tym, co się dzieje. Abbottowie, Shafiqowie, Weasleyowie, Prewettowie i Greengrassowie nie zasługiwali na śmierć. Nikt nie wie, kto będzie następny. Bardzo proszę pana o pomoc. Jest pan jedynym, który jest w stanie wyjaśnić, co się dzieje. Proszę wyzbyć się dumy. Nie ceni pan czarodziejskiego życia?

Nicholas bardzo cenił sobie czarodziejów, każdy, kto go kiedykolwiek spotkał, mógł potwierdzić te słowa. Dla Nicholasa nie było niczego cenniejszego niż życie.

— Dobrze, panie Malfoy, proszę kontynuować...

Nicholas będzie kontynuował. Życie czarodziei to najcenniejsza rzecz, jaka istniała. Skoro mógł je uratować, to dołoży wszelkich starań, aby zapobiec rozlewowi krwi.

~*~

Mieszkanie Abbottów było tak ciemne jak pokój przesłuchań, w którym umieścił go stary auror. Nicholas nie lubił owego domu, albowiem za bardzo kojarzył mu się z mugolskimi chatkami, w których ilość brudu dorównywała ilości bachorów. Od cholery i jeszcze więcej. 

Nicholas nie znosił określenia „od cholery”, bo brzmiało strasznie... mugolsko. Szanownym czarodziejom nie godziło się mówić „od cholery i jeszcze więcej”. Niewiele jednak osób podzielało te poglądy. W końcu musieli iść z duchem czasu i zacząć przyjaźnić się z mugolami, aby zapobiec wojnom i tym innym podobnym rzeczom.

Nicholas określał się jako samotną wyspę pośrodku bezbrzeżnego oceanu – jedyną i niepowtarzalną, stworzoną nie bez powodu, w jakimś konkretnym celu. Uważał za swój cel propagować godne czarodziejskie zasady.

Niestety, jak już mówił, nie wszyscy podzielali te poglądy.

— Panie Malfoy, muszę panu przerwać na moment... Co ma pan na myśli, mówiąc „godne czarodziejskie zasady”? Chodzi o czystość krwi?

Nicholas nie lubił określenia „czystość krwi”, ale tak, poniekąd o nią chodziło. Czarodziej niegodny to czarodziej zgubny.

— Rozumiem... proszę kontynuować.

Nicholas wszedł do domu Abbottów. Ciemno wszędzie, brudno i cicho. Pomyślał sobie wtedy „czy Abbottowie zawsze żyli w takim brudzie?”. Wolał wierzyć, że nie. 

— Państwo Abbott przecież mieli zadbany dom... Ani skazy, można by rzec. Niezwykle o niego dbali.

Nie dbali, mieli głęboko w poważaniu swój dorobek. Nicholas pamiętał, jak bardzo przerażony się wtedy poczuł. Czy to była jego wina, że Abbottowie tak upadli? Przecież pomógłby im wrócić na dobrą ścieżkę.

— Czy owo uczucie przerażenia towarzyszyło panu przez całą wizytę?

Tak, Nicholas bał się rozglądać, albowiem spodziewał się, że w każdej chwili z zakamarku wyjdzie jakiś potwór i go pożre... Ale poza tym czuł obrzydzenie. Najchętniej chwyciłby własnoręcznie za miotłę i posprzątał cały brud.

— Jak długo pan u nich pozostał?

Spędził u Abbottów bodajże dwie godziny, ale nie potrafił dokładnie stwierdzić. Czas w tamtym miejscu leciał wyjątkowo powoli. Czasami nawiedzała go myśl, że jak już się stamtąd wydostanie, natychmiast ruszy Abbottom na pomoc. Czarodziej powinien pomagać drugiemu czarodziejowi.

— No dobrze... czyli rozmawiał pan z panem Abbottem o interesach?

Rozmawiali wtedy o wielu sprawach; o drzewach, o alkoholu, o pieniądzach i polityce. Lepszym pytaniem byłoby, o czym nie rozprawiali.

— Czy padły jakieś ostre słowa? Polityka i pieniądze to drażliwy temat.

W żadnym razie! Abbottowie, mimo całego brudu, byli czarodziejami błękitnej krwi, więc znali się na uprzejmości.

— W porządku, proszę dalej.

Mijały minuty, a może nawet i godziny – Nicholas nie wiedział, ile spędził u Abbottów – w każdym razie w pewnym momencie zaczął się robić zmęczony. To przez senność stał się nieuważny. Dodatkowo alkohol zdziałał swoje. Nicholas nawet przypuszczał, że przez przypadek wylało mu się trochę wina na drewnianą podłogę, co później starał się niezgrabnie posprzątać. Ale...

— Ale? Ale co, panie Malfoy?

Nicholas lubił ogień. Lubił patrzeć, jak jakaś rzecz obracała się w marny proch. A Abbottowie mieli palenisko w domu – takie duże, ładne, zupełnie niepasujące do reszty wystroju. Nawet on sam poczuł istny zachwyt na ów widok.

— W związku z tym...?

Nicholas zaczął w nim grzebać. Dostrzegł szczątki tkanin i drewna. Pan Abbott wyszedł gdzieś na moment, Nicholas nie miał pojęcia gdzie. Szczerze powiedziawszy, niewiele go to obchodziło. Był tak zapatrzony w ogień, że równie dobrze mógłby nie zauważyć nadciągającej apokalipsy.

— Pańskie zainteresowanie ogniem jest dość... ciekawe.

Nicholas cały był ekscentryczny, ale stary auror już to pewnie wiedział.

— Ciężko nie zauważyć.

Wracając do tematu, Abbott przez długi czas nie wracał. Nicholas przestał bawić się pogrzebaczem i zwyczajnie czekał na drugiego czarodzieja. W pewnym momencie stwierdził, że pójdzie sprawdzić, co stało się z Abbottem. Tylko wstał, a nagle z końca domu coś wybuchło i zaczął się pożar.

— Nie wie pan, co mogło spowodować wybuch?

Nie, Nicholas nie wiedział. Bardzo mu było przykro z tego powodu.

— Jak udało się panu wydostać z domu? I co się stało z Abbottami?

Abbottowie nie żyli, a Nicholas, najszybciej jak tylko mógł, wydostał się z przeklętego mieszkania. Wyskoczył przez okno i oddalił się na kilka stóp.

— Skąd pan wiedział, że Abbottowie nie żyli?

Przeczucie.

— Przeczucie?

Nicholas kierował się instynktem w wielu sytuacjach, a gdy owe okoliczności wymagały natychmiastowej reakcji, całkowicie się poddawał swojemu szóstemu zmysłowi.

— I nie sprawdził pan, czy Abbottom nic nie dolega?

Nie, bowiem wiedział, że gdyby poszedł sprawdzić Abbottów, sam stałby się popiołem, jak w tym palenisku. 

— Rozumiem, panie Malfoy... I od razu zwołał pan aurorów?

W rzeczy samej.

— Dobrze, dziękuję za rozmowę. Odezwę się, jak tylko będziemy potrzebowali, aby uzupełnił pan kilka rzeczy.

Nicholas cieszył się, że mógł pomóc uratować cenne życie czarodziejów. Może przez wniesiony wkład w sprawę magia będzie bezpieczna.

~*~

Niecały tydzień później auror zapukał do drzwi Nicholasa, wybudzając go jednocześnie ze spokojnego snu. Malfoy powlókł się do drzwi. Plecy go bolały, a oczy piekły, niemal jak co rano.

Gdy tylko auror wycelował w niego różdżką, Nicholas wiedział, że coś było nie w porządku.

— Proszę oddać różdżkę i unieść ręce do góry. No już! — rozkazał auror, a Nicholas posłusznie wykonał polecenie.

Auror zmrużył oczy, jak gdyby tylko oczekiwał, aż Malfoy niespodziewanie zaatakuje. Nicholas nie miał niczego takiego w zamiarze. Nie wiedział nawet, o co chodziło.

— Nicholasie Malfoy, zostaje pan aresztowany za zamordowanie państwa Abbott.

Ach, więc o to chodziło.

Malfoyowi wypłynął uśmieszek na usta.


~*~

Przysięgam, nie wiem, co się podziało z tym formatowaniem, ale przez godzinę walczyłam z nim na tysiąc sposobów i nic nie udało mi się wykombinować.

3 komentarze:

  1. Może Nicholas jest ekscentryczny... ale na pewno taki jest sposób pisania tego rozdziału. Podoba mi się to wejście w nieco nieskładny umysł Malfoya, te dygresje i skupianie się na uczuciach, nie otoczeniu. Na pewno jest to coś innego, niż zazwyczaj mam do czynienia w opowiadaniach.

    Zastanawiam się, Nicholas Malfoy to nie był przypadkiem ten, którego podczas epidemii dżumy oskarżono o morderstwa mugoli? Dodanie do tego morderstw czarodziei, i to z tak znamienitych rodów jest ciekawym rozwiązaniem. Przy okazji urwałaś to w tak ciekawym momencie, że nie mogę się doczekać zakończenia.

    Jeśli zaś chodzi o sam wątek fascynacji Nicholasa ogniem - ja zawsze wyobrażałam sobie Malfoyów jako zimnolubne istoty. Nie wiem czemu, może chodzi o zimnokrwisty charakter Lucjusza albo ukrywanie prawdziwych uczuć i udawanie kogoś, kim się nie jest. Ale w sumie ogień też pasuje. Malfoyowie sprawiają wrażenie ludzi, którzy bez zmrużenia okiem spaliliby świat, jeśli kręciłby się w niewłaściwą, ich zdaniem, stronę.

    Pozdrawiam,
    Bea

    PS Jeśli chodzi o formatowanie, nie jestem pewna, o co dokładnie Ci chodzi, ale rozmawiałam kiedyś z Vanity z "Dziedzictwa Węża" na temat wariującej czcionki. To zależy w jaki sposób kopiujesz rozdział na bloga. Jeśli zrobisz to prawym przyciskiem myszy + wklej, wejdzie Ci czcionka, jaką masz "zaprogramowaną" na blogu, a przy ctrl+c/ctrl+v przekleisz czcionkę z Worda. Na pewno ma to też wpływ na wcięcia akapitowe (ja poprawiam na bieżąco w widoku HTML), ale nie wiem, czy rozwiąże Twoje problemy.

    PS 2 Wrócisz jeszcze na "Pannę Weasley"? Polubiłam tamte opowiadanie i chętnie czytałabym je dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okay, zignoruj PS2, dopiero teraz zauważyłam komentarz pod poprzednim rozdziałem ;)

      Usuń
    2. Oj, Nicholas jest bardzo ekscentryczny! Ale za to jaki zabawny do pisania! Coś jest w pisaniu postaci, które są najbardziej odległe od nas charakterem, że są najprzyjemniejsze do pisania, a ich dialogi same się piszą :D
      Byłaś blisko. Nicholas mordował czarodziei, którzy bratali się z mugolami pod przykrywką epidemii dżumy.
      Bardzo ładnie opisałaś Malfoyów, w dokładnie taki sposób sobie ich wyobrażam. Nic dodać, nic ująć.
      Dziękuję za komentarze i rady!

      Usuń