środa, 30 września 2020

1. Draco Malfoy

edytuj post! +

1. Draco Malfoy



Draco był pewien, że gdy tylko otworzy drzwi, umarli powstaną z grobów.
W otoczonym przez ogromny żywopłot dworze panowała ciemność, która przenikała do każdego kąta. Wiatr uderzał o okiennice, a krople mocno łomotały w dach. Draco liczył w myślach sekundy, od kiedy portrety zaczną mówić – a mówiły na okrągło, szczególnie teraz, kiedy posiadłość wiała pustkami i jedynie duchy nawiedzały niegdyś piękny dom. Czekał, aż na nowo rozpęta się szaleństwo.
Drzwi skrzypnęły, a w korytarzu rozległy się szepty. Oto Malfoyowie obudzili się do życia. Wyłaniali się zewsząd, ich twarze tworzyły mozaikę upiorności i dostojności, a ręce wyciągali niczym inferiusy spod wody.
— Podejdź tu bliżej, chłopcze... Bliżej, bliżej... — mówili, a syki i mamrotania przenikały Draco aż po same lędźwie.
Uniósł wyżej kandelabr, a światło zatańczyło na jego obliczu. Blada twarz oszpecona głębokimi cieniami ukazała się starej pannie na obrazie.
— Tak, tak... Jeszcze bliżej... — nawoływała głosem wyjątkowo podobnym do tego, jaki wydawała ciocia Bella, kiedy smakowała się w cierpieniu ofiary. — Bliżej... Nie bój się.
Zatrzymał się w sekundę, a oczy kobiety przesunęły po starannie dobranej szacie. Draco miał wrażenie, że zaraz spali się jak wiedźmy na stosie pod ostrością tego spojrzenia. Gdy patrzył na Julię Malfoy – na szpiczasty nos, pieprzyk nad górną wargą i postawę emanującą magią – nie dziwił się, że skończyła jak wszystkie inne czarownice w szesnastym wieku. Zaczął się cofać.
— Boisz się mnie, Draco?
Zahaczył o skrawek szaty, przez co poleciał do tyłu, uderzając plecami o ścianę. Rozległ się śmiech Julii, a zaraz po nim chrapliwe rechotania innych Malfoyów. Draco jak nigdy wcześniej nie był wdzięczny Salazarowi, że ci zmarli wieku temu, a ich ciała już od dawna stanowiły pokarm dla robaków.
— Draco, Draco! Boisz się, Draco?
Otrzepał się i rzucił ostatnie spojrzenie na wiedźmę. Skrzywił się na widok jej uśmiechu. Starość nie przysłużyła się w najmniejszym stopniu Julii, albowiem zęby miała nierówne i pożółkłe, a włosy posiwiałe, mimo że dożyła zaledwie pięćdziesięciu lat. Draco nie dziwił się, dlaczego rzadko wspominano o niej w księgach rodowych. Nie mogła pochwalić się ani wybitnymi osiągnięciami, ani zniewalającą urodą. Była praktycznie nikim.
— Draco, nie odchodź! Draco, zostań przy babce! Draco, Draco!
Odszedł od portretu Julii Malfoy. Korytarz pogrążył się z powrotem w ciemności, gdy zniknął za rogiem. 
— Draco, Draco! Wróć, Draco!
Zamknął się w jadalni. Gdy tylko przestąpił przez próg, pomieszczenie rozświetliło tysiące świec zawieszonych pod sam wysoki sufit, aż Draco musiał zamrugać. Zakurzony żyrandol, niemyta od dawna podłoga i kosz ze zgniłymi owocami – na to natrafił wzrokiem, kiedy tylko przyzwyczaił się do jasności. Długie, czerwone kotary nie zasłaniały wielkich okien, przez co Draco doskonale widział rozświetlające niebo błyskawice i ulewny deszcz.
Zasiadł przy stole i oparł się łokciami o blat, chowając twarz w dłoniach. Przetarł oczy. Znowu odliczał w myślach, lecz tym razem nie wiedział na co. Może spodziewał się, że duch któregoś przodka powstanie z grobu pobliskiego cmentarza? A może czekał, aż dach zwali mu się na głowę? Przy obecnym wietrze Draco nie zdziwiłby się, gdyby nagle fasady domu się zatrzęsły.
— Znowu sam? — Ciszę przerwał czyjś niski, zachrypnięty głos.
Draco odwrócił się w stronę portretu swojego dziadka. Abraxas patrzył nań z góry, a w jego oczach kryło się coś na wzór współczucia. Draco nie był pewien, czy jego dziadek był w stanie czuć tak przyziemną emocję.
— Matka wyjechała na kilka dni — odparł, zaplótłszy ręce na stole. — Czuję, że oszaleję.
Abraxas prychnął i odchylił się nieco, aż Draco mógł zobaczyć połyskujący kieszonkowy zegarek. Dziadek miał takich od groma, z tego co opowiadał ojciec, a ten na obrazie był jednym z wielu innych nic nieznaczących błyskotek.
— Szaleństwo jest stanem dla słabych na umyśle. Tylko ktoś niewystarczająco mocny ulega uczuciom tak silnym, a zarazem destrukcyjnym.
Zagrzmiał grzmot, przez który Draco spojrzał za okno. Deszcz, o ile to możliwe, jeszcze bardziej się nasilił, a krople uderzały głośno o szybę, wystukując znajomy mu za dzieciństwa rytm. Stuk-stuk, stuk-stuk, stary przyjaciel pukał do jego drzwi. Stuk-stuk, stuk-stuk, mały Draco już nie bał się samotności.
— Kwiaty będą zniszczone — powiedział i zapatrzył w zarośnięty ogród. — Matka będzie zrozpaczona.
Abraxas znowu prychnął, czym przyciągnął uwagę wnuka. Starszy Malfoy krzywił się nieznacznie, a Draco doskonale wiedział, o czym myślał – Narcyza powinna mieć więcej powodów do rozpaczy niż jakieś tam kwiatki. Mogła chociaż raz na jakiś czas pomyśleć o swoim mężu.
— Kobiety — rzekł. — Wszystko tylko nie mężowie im w głowach.
Draco wzruszył ramionami i na powrót podparł głowę o rękę. Gdyby matka go widziała, zapewne ofukałaby go z góry na dół za okropne maniery niegodne arystokratów. Matki jednak nie było, a Draco musiał coś zrobić, by nie oszaleć.
— Skrzatów nie ma, dwór umiera. Słyszałeś, co inni szepczą? Że to dwór umarłych szaleńców. Nikt zdrowy na umyśle tu nie został. Wszyscy nie żyją.
Kolejna błyskawica rozświetliła niebo. Draco odliczał sekundy do grzmotu, kiedy jego długie palce sunęły po mahoniowym stole, tworząc napis „UPIORY". 
— Nie znają się — odparł Abraxas, czego Draco nie skomentował. — Głupcy myślą, że widzą wszystko. Mówiłeś, że oszalejesz? Zwiedź dwór.
Od błyskawicy aż do grzmotu minęło równe piętnaście sekund, przez co Draco odczuł dziwną satysfakcję, że ten odstęp czasowy był tak idealny. 
— Mieszkam tu od siedemnastu lat, co mam zwiedzać? Cmentarz? A może winnicę? O, to właściwie dobry pomysł. Przy odrobinie alkoholu czas szybciej minie.
— Bądź poważny — zagrzmiał Abraxas, a Draco przewrócił oczami jak sześciolatek. — Jestem pewien, że nasz pałac może cię jeszcze zdziwić.
— To nie jest pałac. — Zaczął tworzyć kolejny napis, który głosił „NUDA". — A ja jestem pewien, że nie może. Ale za to winnica jeszcze nigdy nie przestała mnie zaskakiwać.
— Draco!
Kolejny grzmot i krzyk Abraxasa rozległ się echem po jadalni. Draco oblizał wargi oraz zwrócił znudzony wzrok na dziadka, który zaciskał usta w wąską linię, a ręce zwinął w pięści. Bardzo przypominał ojca. Lucjusz również, kiedy się denerwował, tracił kontrolę nad swoją idealnie neutralną pozą.
— Przygotowujesz się do wielkiego zadania, więc spożytkuj ten czas, by dowiedzieć się czegoś nowego. Czarny Pan będzie zadowolony, jeśli podejdziesz do sprawy z zaangażowaniem. Inni pewnie ci w tym chętnie pomogą.
Draco przetrawił te słowa i rozważył w głowie wszystkie możliwości. Z dwojga złego wolał powłóczyć się po dworze niż leżeć na łóżku i wpatrywać się tępo w sufit w nadziei, że spłynie na niego oświecenie. 
Odsunął krzesło i wstał powoli, poprawiając przy tym i tak nienagannie wyglądającą szatę. Chwycił kandelabr i ruszył w stronę drzwi. Abraxas śledził go wzrokiem aż do wyjścia. Gdy Draco już wychodził, dziadek na pożegnanie powiedział:
— To oni są szaleni, nie ty.

~*~

Malfoy Manor stało w mugolskiej wiosce, albo raczej w pozostałościach mugolskiej wioski. Posiadłość była ogromna; może nie tak potężna jak Hogwart, ale przybywający tu niegdyś goście zachwycali się nad skomplikowanymi przejściami i bogatymi zdobieniami. Draco nigdy nie widział niczego fascynującego w ornamentach i w dziesiątkach pokoi oraz korytarzy, tak samo nie rozumiał, dlaczego inni rozdziawiali buzię na widok magicznej szkoły. Koniec końców Hogwart był zaledwie kupą kamieni.
Wracając, Malfoy Manor przyciągało do siebie wielu gości. Draco pamiętał żywe bale, śmiechy ludzi, okrzyki zachwytu i ten niesamowity zapach róż, które matka zawsze ściągała na przyjęcia. Czarodzieje byli, można by rzec, oczarowani feerią barw i wylewającym się zewsząd bogactwem. Malfoyowie szczycili się pięknem. Uplasowali się na pierwszym, nieoficjalnie przeprowadzonym rankingu najznamienitszych arystokratów, prześcignąwszy tym samym ród Blacków. 
Czasy świetności jednak już dawno minęły, zabierając ze sobą wszystko to, co sprawiało, że dwór żył.
Draco wszedł do pokoju w lewym skrzydle. Naparł na niego trudny do określenia zapach – coś w rodzaju stęchlizny. Odkąd przestali utrzymywać skrzaty, dwór podupadł, przypominając bardziej nawiedzony dom niż najpiękniejszą posiadłość, jaka kiedykolwiek powstała w Wielkiej Brytanii. 
Zapalił kolejne świece, aż mógł przyjrzeć się całemu pomieszczeniu. Było utrzymane w jasnych kolorach. Przez strzeliste okna Draco widział labirynt, u którego środku stał posąg w kształcie anioła. Czasami, gdy błyskało, mógł dostrzec w oddali zabudowane miasteczko.
— Pierwszy raz tutaj?
Odwrócił się gwałtownie w stronę portretu wiszącego nad łóżkiem. Ze złotych ram patrzył na niego mężczyzna z krótkimi blond włosami, które kręciły się przy uchu. Za pazuchą miał schowany miecz, a na dłoniach białe rękawice. Armand Malfoy stał w całej swej okazałości z głową uniesioną do góry i wyprostowaną pozą.
Draco odłożył świecę na starą drewnianą szafę i stanął przed starannie pościelonym łóżkiem. Jego praprzodek wydawał się z tej odległości niesamowicie wysoki, choć z tego co słyszał młody Malfoy, Armand był w rzeczywistości dość niski. Ponoć magiczni Francuzi w jedenastym wieku uwielbiali dodawać sobie na portretach wzrostu.
— Właściwie to nie. Jak byłem mały, bawiłem się z przyjacielem w chowanego, więc postanowiłem się tu ukryć.
Draco zawsze świetnie się chował, albowiem znał tę rezydencję jak własną kieszeń. Jednak te dziesięć lat temu pokój należący niegdyś do Armanda był w stanie przebudowy, więc portret Malfoya znajdował się w ścisłej opiece konserwatorów zabytków. Ten jeden jedyny raz Teodor znalazł Draco w kilka minut.
Armand, o dziwo, uśmiechnął się pod nosem. Poprawił swój kapelusz, z którego zwisało pawie pióro, i spytał:
— Szukasz inspiracji?
Draco rzucił mu zdziwione spojrzenie, a uśmiech Armanda jeszcze bardziej się powiększył.
— W twoim wieku wyglądałem dokładnie tak samo, kiedy podążałem za marzeniami. Powiedz mi, nad czym myślisz?
Draco podrapał się w kark, a wzrok utkwił w białej pościeli.
— Dostałem pewne zadanie od osoby, której nie mogę zawieść. Jeśli mi się powiedzie, świat stanie się lepszym miejscem, a ja... a moja rodzina stanie na wyżynach chwały.
Armand przytaknął. On jeden pewnie wiedział, jak bardzo liczyła się sława i uznanie, i jak ciężko trzeba na obydwie rzeczy zapracować. Dlatego właśnie Draco za pierwszy cel wycieczki obrał sobie Malfoya, który założył cały ród w Wielkiej Brytanii. Armand doskonale zdawał sobie sprawę, jak ważna była ambicja, by osiągnąć cel.
— Chodzi ci o króla? — spytał, a Draco uśmiechnął się krzywo, splatając ręce za plecami.
— Można tak powiedzieć.
Armand ponownie przytaknął, a Draco zastanowił się, czy nie powiedzieć mu, iż czarodzieje już od dawna nie mieli królów ani królowych. Stwierdził jednak, że właściwie nie miał po co. Nie przyszedł na rozmowę o obecnej polityce.
— Wilhelm byłby dumny, widząc, jak nasza rodzina obrosła w potęgę!
Draco musiał odwrócić głowę, by schować czający się w kącikach ust kpiący uśmiech. Był zdania, że Wilhelm Zdobywca prędzej padłby z przerażenia, niż kipiał z dumy.
— Widzisz tamten labirynt?
— Widzę.
— Trafiłeś kiedyś do posągu?
— Oczywiście! I to nie raz!
Draco mógł iść z zamkniętymi oczami, a i tak by trafił do samego środka. Spędził w nim dużo czasu z przyjaciółmi wiele lat temu. Dafne i Milicenta uwielbiały tam przesiadywać, dlatego też całą grupą wędrowali po labiryncie nawet w nocy, kiedy chciały pooglądać gwieździste niebo.  
 — Labirynt był pierwszą rzeczą, którą tu wybudowałem — oświadczył z dumą, na co Draco zmarszczył brwi.
— A nie dwór?
Armand machnął dłonią jakby przecinał powietrze ostrym mieczem.
— Skądże! Dwór powstał później, ale labirynt... Labirynt był prawdziwym dziełem. Długo się głowiłem, jak go stworzyć! Powiedz mi, czy kiedykolwiek dotknąłeś dłoni anioła?
Draco wolał sobie tego nie przypominać. Do dziś pamiętał, jak spadł z posągu i złamał rękę.
— Kiedyś próbowałem — odparł szczerze. — Jak byłem mały. Później już nigdy.
Oczy Armanda zabłysły, a na twarz wystąpiła jawna satysfakcja.
— A więc siadaj i słuchaj — nakazał. — A kiedy już wszystko usłyszysz, pójdź do labiryntu. 
Draco usiadł na łóżku ze skrzyżowanymi nogami, a Armand wyprostował się i zaczął swoją opowieść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz